Tak chciałoby się z pełną powagą odpowiedzieć, bo jak inaczej można zareagować na to bezsensowne, częste i przygnębiające pytanie ??
Przecież w dzisiejszej dobie internetu, smartfonów,mmsów, fejsbuków, i innych sieciowych szmatławców, zachowanie tej oto radosnej nowiny graniczyłoby z cudem!
Nie wiem czy w ludziach rodzi się obawa, że gołąb pocztowy nie dotrze z wiadomością na czas, albo,że padnie po drodze z powodu mgły i silnych wiatrów, ale moi drodzy...moi drodzy najbliżsi, naprawdę będziecie pierwsi do których ta cudowna wieść dotrze.
A teraz ręka z tlefonu i odpuście sobie tę kontrolę osiem razy dziennie. Bo ja w swoim obecnym stanie frustracji, rozgoryczenia i przemęczenia już tego znieść nie mogę!!
Marzę, by już urodzić, sama bym chciała wiedzieć kiedy to nastąpi, chciałabym też żeby już nie bolało, a wasze ponaglanie, dopytywanie się i każdorazowe zdziwienie- dlaczego jeszcze nie mam dziecka przy cycku, zaczynam traktować jako psychiczne znęcanie się nad moją osobą.
Bo po co nastawiać budzik, skoro i tak rano obudzi cię sms o treści " już? bo od 22 się nie odzywasz". Po co doszukiwać się regularnych skurczy, jak dostajesz dobrą radę typu " tak sobie myślę,że fajnie jak byś urodziła w ten weekend, do środy byś na pewno wyszła, potem jest święto i długi weekend i byłabyś już z dzieciakiem w domu" , po co czekać na pękniecie pęcherza jak i tak " najlepiej jechać rodzić ok 5 -6 rano, bo potem jesteś 3 godziny na wybudzeniowej, a potem jak już na oddział trafiasz, to masz jeszcze odwiedziny i studentki - wiec zawsze ktoś pomoże"
Nie wiem na co ja tak naiwnie czekam?? Może warto by spróbować pojechać na porodówkę i na pytanie co się dzieje? Odpowiedzieć po prostu" Jest dobra godzina, idealna data i rodzina ponagla...więc oto i jestem! Na stół proszę! "
Tak mnie korci, tak mnie kręci, tak mi bezpieczniej z myślą by moją mamę i siostrę poinformować dopiero jak już się w domu, w swym gnieździe rozłożę po powrocie ze szpitala. O ! Jakie by to było cudowne i komfortowe dla mojej psychiki. Niestety tak się nie da. Ktoś z otoczenia prędzej czy później pęknie, a wtedy to ja wyjdę na tą najgorszą , co dzieciaka trzy dni w szpitalu ukrywała.
I teksty o świeżym powietrzu, myciu okien, wchodzeniu po schodach też nie pomagają. Tak samo jak to,że sąsiadka z ósmego już urodziła, a ta Anka od wuja Zenka co miała termin na grudzień już z wózkiem po wsi jeździ. Kopy motywacyjne pt. " coś czuję,że urodzisz dwa tygodnie po terminie" albo " w życu w tym tygodniu nie urodzisz" też jakoś mijają się z celem.
Ja naprawdę wierzę w to, że to dziecko decyduje kiedy jest gotowe i to ono podejmie decyzję kiedy zaszczyci nas swoją obecnością.
I pozwólcie mi trwać przy tej myśli, bo tylko to mnie jako tako trzyma jeszcze w ryzach normalności.
Takie gadanie irytuje, oj bardzo mocno. Ja plulam jadem....na kazdego. A gdy w srodku nocy sie zaczelo, napisalam do wiecznie online siostry i co??? Tym razem spala.
OdpowiedzUsuńWytrwalosci!!!!:)
tez to mialam, ale pochwaliłam się tylko małej grupie osób najbliższych :) dopiero po tygodniu wstawilam zdjecie naszego synka na portal społecznościowy ;) pierwszy tydzień musiałam odetchnąć po ciężkiej cesarce
OdpowiedzUsuńMnie takie gadanie strasznie denerwowało. Miałam ochotę kogoś zabić. Przez te pytania miałam wrażenie jakbym ja miała na to kiedy się zacznie poród jakiś wpływ. To kiedy urodzisz? Masz już skurcze? I tak dalej i tak dalej... Zwariować można od tej presji... Zupełnie jakby to nie było twoje dziecko i twoja ciąża tylko wszystkich dookoła...
OdpowiedzUsuń