wtorek, 10 listopada 2015

I co? Urodziłaś już??

Oczywiście mamo, 3 dni temu!

Tak chciałoby się z pełną powagą odpowiedzieć, bo jak inaczej można zareagować na to bezsensowne, częste i przygnębiające pytanie ??
Przecież w dzisiejszej dobie internetu, smartfonów,mmsów, fejsbuków, i innych sieciowych szmatławców, zachowanie tej oto radosnej nowiny graniczyłoby z cudem!
Nie wiem czy w ludziach rodzi się obawa, że gołąb pocztowy nie dotrze z wiadomością na czas, albo,że padnie po drodze z powodu mgły i silnych wiatrów, ale moi drodzy...moi drodzy najbliżsi, naprawdę będziecie pierwsi do których ta cudowna wieść dotrze.


A teraz ręka z tlefonu i odpuście sobie tę kontrolę osiem razy dziennie. Bo ja w swoim obecnym stanie frustracji, rozgoryczenia i przemęczenia już tego znieść nie mogę!!
Marzę, by już urodzić, sama bym chciała wiedzieć kiedy to nastąpi, chciałabym też żeby już nie bolało, a wasze ponaglanie, dopytywanie się i każdorazowe zdziwienie- dlaczego jeszcze nie mam dziecka przy cycku, zaczynam traktować jako psychiczne znęcanie się nad moją osobą.
Bo po co nastawiać budzik, skoro i tak rano obudzi cię sms o treści " już? bo od 22 się nie odzywasz". Po co doszukiwać się regularnych skurczy, jak dostajesz dobrą radę typu " tak sobie myślę,że fajnie jak byś urodziła w ten weekend, do środy byś na pewno wyszła, potem jest święto i długi weekend i byłabyś już z dzieciakiem w domu" , po co czekać na pękniecie pęcherza jak i tak " najlepiej jechać rodzić ok 5 -6 rano, bo potem jesteś 3 godziny na wybudzeniowej, a potem jak już na oddział trafiasz, to masz jeszcze odwiedziny i studentki - wiec zawsze ktoś pomoże"
Nie wiem na co ja tak naiwnie czekam?? Może warto by spróbować pojechać na porodówkę i na pytanie co się dzieje? Odpowiedzieć po prostu" Jest dobra godzina, idealna data i rodzina ponagla...więc oto i jestem! Na stół proszę! "

Tak mnie korci, tak mnie kręci, tak mi bezpieczniej z myślą by moją mamę i siostrę poinformować dopiero jak już się w domu, w swym gnieździe rozłożę po powrocie ze szpitala. O ! Jakie by to było cudowne i komfortowe dla mojej psychiki. Niestety tak się nie da. Ktoś z otoczenia prędzej czy później pęknie, a wtedy to ja wyjdę na tą najgorszą , co dzieciaka trzy dni w szpitalu ukrywała.

I teksty o świeżym powietrzu, myciu okien, wchodzeniu po schodach też nie pomagają. Tak samo jak to,że sąsiadka z ósmego już urodziła, a ta Anka od wuja Zenka co miała termin na grudzień już z wózkiem po wsi jeździ.  Kopy motywacyjne pt. " coś czuję,że urodzisz dwa tygodnie po terminie" albo " w życu w tym tygodniu nie urodzisz" też jakoś mijają się z celem.

Ja naprawdę wierzę w to, że to dziecko decyduje kiedy jest gotowe i to ono podejmie decyzję kiedy zaszczyci nas swoją obecnością.
I pozwólcie mi trwać przy tej myśli, bo tylko to mnie jako tako trzyma jeszcze w ryzach normalności.