Zauważyłam (szkoda tylko,że dopiero za drugim razem), że będąc w ciąży stajesz się własnością wszystkich. Zaciera się indywidualność i intymność. Teraz nie ma już tylko ciebie, twojego męża i waszego zacisza domowego. Jesteśmy my wszyscy - mamy, babcie, dziadkowie, ojcowie, bracia, siostry i dalsza część rodziny. Nawet ta bardziej dalsza, o której mało wiesz, ale ona w tym momencie wie o Tobie wszystko.
Zaczynam czuć się jak gwiazda, mimowolna celebrytka, w której życie wnika każdy, kto tylko wie, że mam ostatnio trochę większy brzuch. Od koleżanki z pracy teściowej, po panią sprzątaczkę w przedszkolu. To ona! To ta, co rodzi w listopadzie. To ta o której trzeba jak najwięcej się dowiedzieć. I to czy było już badanie na paciorkowca, i to gdzie rodzi , no i jak dziecko będzie miało na imię i dlaczego właśnie tak?
Zawsze powtarzam, że poród i związany z nim pobyt w szpitalu odzierają z intymności. Ta, która już to przeżyła nie ma dziś problemu by paradować półnago przed lekarzem i dziesięcioma studentami. Nie ma problemu by pokazać cycki obcej kobiecie, omawiając ich stan, rany, wielkość i ból. To wszystko wydaje się być naturalne. Ale dlaczego wuja Staszek, szwagier i teść, z którymi raz w tygodniu zasiadasz do obiadu mają wiedzieć, o tym jak długo Ci szyli krocze, ile miałaś tam szwów, czy już je zdjęto, co brałaś na hemoroidy i czy twoja nadmierna potliwość już minęła ?!?!
Nie zgadzam się z tym!
Dlatego zaczęłam chronić swoją prywatność. A żeby ją chronić należy być ostrożnym w słowach wśród tych najbardziej najbliższych. I mam tu na myśli moją mamę, siostrę i teściową. Bo nie ukrywajmy, ale to główne , rodzinne źródło informacji. Dzień w pracy nie zaczyna się już od "czy chcesz kawę?" tylko od " i co? już siedzi normalnie, czy nadal na kole poporodowym?? " Tematem rozmów z koleżankami przestaje być wypielęgnowany ogród, czy problemy z uszami swojego psa. Teraz trzeba omówić temat tego czy karmi, jak karmi, ile śpi i dlaczego pije gazowane?! Oczywiście wszystkie te informacje są przetwarzane przez kilka mózgów na raz, bo tak gorący temat rozchodzi się jak świeże bułeczki. A potem już tylko telefony i wachlarz dobrych rad i uwag, które z pokorą przyjąć wypada.
Na chwilę obecną wiem na ile mogę sobie pozwolić, dzieląc się tym co u mnie ,co u mojego brzucha i co powiedział lekarz. Teraz, w tym momencie jestem w stanie to jeszcze skontrolować. Ale już za chwilę, już po porodzie, będą takie emocje, że naturalnie się opowie o tym jak tym razem było, jak poszło i jak się dochodzi do siebie. W końcu to najbliższe osoby i będą chciały wiedzieć wszystko jak najlepiej. Boli jednak to, że nikt się nie zastanowi nawet przez chwilę ,że to takie intymne i nie koniecznie do dzielenia się z szerszym gronem mniej lub bardziej zainteresowanych. Bo odkąd zaczęłaś być w ciąży stałaś się przecież własnością ich wszystkich, taka to oto smutna prawda.
Szczerze mówiąc, ja też mimowolnie nie raz byłam słuchaczem tych rodzinnych historii. Chcąc, nie chcąc wiem wiele o ciążach, porodach i problemach wychowawczych kuzynek moich i mojego męża. I tak jakoś głupio mi spotykać kogoś raz w roku i pierwsze co myśleć, to " ciekawe czy nadal ma problemy z nietrzymaniem moczu i czy sutki jej się wygoiły?! "
I wiem, że ciąża to coś radosnego, coś czym każdy chce się dzielić z innymi, ale jak wszędzie istnieją pewne granice. To, że ktoś zamieszkuje mój brzuch nie upoważnia nikogo do odzierania mnie z godności. Dlaczego ja dowiaduję się po latach, że ciocia Grażyna ma usunięte jajniki, jej mąż ma guzy na jądrach, a dziadek Staszek chorował na prostatę ?? Skoro jesteśmy tak bliską rodziną, dzielimy się tematami intymnymi, to co Was ogranicza by poopowiadać trochę o sobie? Bo przecież chyba nie różnica wieku? Co z tego ,że ja mam lat trzydzieści a Wy dwa razy tyle?? Wiem- to dla Was tematy tabu, tylko czemu takim tematem nie jest moja macica i jej zawartość??? No chyba każdy z nas ma prawo do odrobiny prywatności?!
A więc moje drogie Panie,
dzielcie się szczęściem, chwalcie się moją ciążą skoro musicie , opowiadajcie o zdrowo urodzonym dziecku i jego wadze, ale uszanujcie przy tym mnie, moje uczucia... i burzę hormonów, która mnie zaraz dopadnie.
Amen!
piątek, 30 października 2015
środa, 28 października 2015
"I jak się czujesz?" ...czyli nie te słowa mówicie do mnie! :)
Olśniło mnie ostatnio dość konkretnie, że pytanie „ jak się czujesz?”,kierowane do kobiety już na końcówce ciąży jest nie tylko bez sensu, ale także strasznie irytujące i nie na miejscu.
Nie wiem czy jestem szczególnym przypadkiem, czy też nie, ale podejrzewam, ze większość z nas końcówkę ciąży znosi źle. Bo ciężko, bo uciska, bo boli, bo zadyszka, bo ciśnienie, bo ciasno, bo niewygodnie i przede wszystkim już za długo. Źle i fizycznie, i psychicznie. Tak więc dla nas katastrofa, a dla naszej rodziny, najbliższych to ten okres największej troski – bo to w końcu już niedługo. Ale ta troska ma też jakieś swoje granice.
Ja już nie daję rady, zaczynam bać się telefonu. Dzień zaczynam od przemyśleń – wyciszyć? wyłączyć? zostawić w sypialni??? Bo ile razy dziennie można słyszeć teściową z tekstem „ i jak się czujesz??” .
Na początku odpowiadałam, ze jakoś,że ok, że daje radę i ciągnęłam rozmowę. Ale przecież to gówno prawda. I gdyby to pytanie padało raz na dwa tygodnie, to mogę sobie tak mówić, ale czemu niby mam kilka razy dziennie kłamać?? Wzięłam się wiec na sposób i odpowiadam o prostu „ – źle” .
I tu – teraz w tym momencie, następuje ta niezręczna cisza. Bo ja nie ciągnę tematu, a druga strona nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Jednak po kolejnym takim tekście owa strona już wie, że należy zapytać „ – dlaczego źle??” . No więc tu znowu moja krótka odpowiedz „ – bo jestem w ciąży” . Druga strona nie daje za wygraną , myśli ze jestem kosmitą, bo jak mogłam tak odpowiedzieć, przecież każdy zawsze na to pytanie odpowiada „ – dziękuję , dobrze” , a tu taki psikus... no więc ciągnie temat „ -no ale co teraz??”
„- no nic, muszę poczekać aż urodzę, wtedy minie”
I ja bym to naprawdę znosiła, ale nie codziennie, nie kilka razy dziennie, a tego jest coraz więcej, bo przecież skoro jej było wczoraj źle, to zadzwonię jutro spytać czy już lepiej.
Do tego dorzućmy jeszcze moja mamę, która tyle nie dzwoni, ale akurat wczoraj mnie odwiedziła. Pierwsze pytanie „ –Boże ,dziecko Ty mi powiedz, jak się czujesz??” No to robię kawę, szykuję talerzyki i mówię spokojnie , ale jakże szczerze „ –źle”. Cisza! ..Niezręczna cisza. Szok! Niedowierzanie! „ Jak to źle, co Ci jest?” „- no nic , jestem na końcówce ciąży” „ – ale mówiłaś o tym lekarzowi????” „- tak, on o tym doskonale wie” „ – i co powiedział??” „ – ze w moim stanie to normalne”. „ – no i co teraz?” „ –no nic, czekam aż urodzę”.
Czyli po raz kolejny rozmowa kończy się na tym samym. Ta sama odpowiedź, to samo zakończenie. Czekam aż urodzę , czekam jak na zbawienie ...i mam prawo źle się czuć. Tak samo jak mam teraz prawo czepiać się ich,że pytają ciągle o moje samopoczucie. I nie chodzi o to,że jestem wyrodna i nie doceniam tego gestu, że się martwią .Po prostu jestem podirytowana, przemęczona i psychicznie wykończona, a moja szczera odpowiedź im po prostu nie w deseń.
Sama na siebie bata ukręciłam, bo zapewne teraz do telefonów teściowej dołączą jeszcze te od mojej mamy, bo skoro źle się czuje, to trzeba dzwonić i sprawdzać czy już mi lepiej. Ale moje drogie Panie, lepiej jeszcze przez jakieś 4 tygodnie nie będzie. A gdyby naprawdę się coś złego działo, to ja potrafię poprosić o pomoc!!
Tak więc po wielu przemyśleniach stwierdzam, ze pytanie „jak się czujesz?” należy włożyć do szuflady pt. „ nie zadawać ciężarnym!” Bo w sumie nawet nie o końcówkę chodzi. Przecież będąc na początku ciąży, rzygając przez trzy miesiące, myślicie, ze miałam jakieś inne pytania??
Dzień w dzień – „jak się czujesz?” „ – źle , rzygałam 8 razy” „ Boże i co teraz?” „- no nic, leżę”
„-ale tak nie może być, Ty się wykończysz!” „- to przyjdź i mnie dobij!! ” .
Każdy kolejny dzień, każdy kolejny telefon zaczynał się od „ i co lepiej?” .. ..Wiadomo,że nie. Leżę, walczę, sama siebie pocieszam, wychodzę na prostą, myślę co zrobić by poprawić sobie humor, ale po co to wszystko, jak zaraz ktoś w słuchawce cię dobije swoją troską, smutnym głosem, tym ze tak być nie może i ile to jeszcze potrwa??
Aaa..i nie zapominajcie.
Na końcówce ciąży – zawsze obierajcie telefon od mamy, mamusi, siostry, bratowej i Bóg wie kogo!
Zawsze! Nawet gdy sracie, myjecie się, ugniatacie ciasto.
Każde nieodebranie telefonu, tego pierwszego i tego po 5 sekundach od pierwszego dzwonienia ( i również tego po 10 sekundach od drugiego) w 99% zaskutkuje tym, ze twój spokojnie pracujący mąż zostanie postawiony w stan gotowości, wyciągnięty z zebrania, wyzwany i uświadomiony, dlaczego się nie martwi tym,ze jego zona nie odbiera ???
A jako,że ja cierpię ostatnio na bezsenność i próbuje kilka razy dziennie odespać noc – czego się nie da zrobić z moja rodziną ( mamą, teściową i siostrą) i ich uwielbieniem do kontrolowania tego co u mnie, czy to już... i JAK SIĘ CZUJĘ?? mam z mężem ustalony szyfr. Bo to jedyna osoba, która nie wpada w panikę ,jak nie odbieram od niego telefonu i nie oddzwonię w ciągu 10 minut. No w sumie jako jedyny ma jaja. Choć z drugiej strony, wszystkie te kobiety kiedyś były w ciąży, wiec powinny coś wiedzieć o tym stanie.
Tak więc wszem i wobec i każdemu z osobna mogę z czystym sumieniem powiedzieć...
Pytanie się ciężarnej jak się czuje – wkurza i irytuje i jak najbardziej można je zaliczyć do tych zakazanych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)